Ale...

o co chodzi?
  •       „Nie tworzę prac wybitnych, mam świadomość własnej niedoskonałości i popełnianych błędów, nie oczekuję więc pochwał i wysokich not.
    Wystawiam fotografie.
          Chcę podzielić się swoim spojrzeniem na Świat i cieszyć radością innych z ich oglądania. Życzę sobie stałego twórczego niezadowolenia z wykonanych zdjęć. Dlaczego? Bo tylko ono jest gwarancją robienia coraz lepszych.”
  • za Hardnut'em

Archiwum[spis treści]

ostatnie komentarzenajczęściej komentowane
  1. Didimos — Podoba się. Indie mnie pociągają i jednocześnie się ich boję. Takich Indii boję...
  2. Didimos — Pierwsze Twoje kolorowe, które do mnie gada.Pewnie przez ten szalony bokeh. Yes, I know...
  3. Sukesh — All the best
  4. Julia — Bardzo podobają mi się podobają zdjęcia zawarte na filmie, aż serce rusza. Pozdrawiam...
  5. Franek — Uwielbiam Pana zdjęcia, są po prostu świetne. Od wielu lat śledzę tego bloga i staram...
  6. Tomek — Miejsce niemal idealne. Zdjęcie super.
  7. Anettt — Świetne jest.
  8. Bartosz — Dziękuję :) Miło mi to czytać :)
  9. Piotr — I tego właśnie szukam w fotografii. Zachwytu nad drobiazgami. Cz/b takiego efektu by...
  10. Bartosz — Już niedługo na blogu :)

Zobacz wszystkie...

SŁOWA KLUCZOWE

Środa, 01 Września 2010

Duże zdjęcie z Varanasi.

galeria, street, czarno - białe, polecane, na błonce, wyprawa, Indie, Varanasi, Ganges
     Po raz pierwszy na blogu pojawia się większa wersja kwadratu. Chcę ujednolicić wygląd galerii — od tej pory wszystkie zdjęcia na blogu będą prezentowane za pomocą miniaturek (dłuższy bok - 500 pikseli), które po powiększeniu otworzą się w rozmiarze dłuższego boku wynoszącym 700 pikseli.
     Kolejną zmianą jest baner reklamowy na górze strony. Aktualnie wspieram warsztaty fotograficzne, organizowane przez Marcelinę Oczkowską (szerzej znaną pod nickiem Złodziejka), na które zostałem zaproszony, by zaprezentować swoje zdjęcia i opowiedzieć kilka słów o „fotografowaniu w podróży”.
Indie - kwiecień/maj 2010
źródło: www.sobanek.com
W Varanasi.

Czwartek, 02 Września 2010

Przed moim hotelem.

trochę tekstu, galeria, portret uliczny, czarno - białe, na błonce, wyprawa, Indie, Orissa, Puri
     Orissa widziana przez okna pociągu sprawiała wrażenie pustyni. Piaszczyste pola, wyschnięte rzeki, wszechobecny kurz wzbijany przez ludzi i zwierzęta. Z jednej strony sprawiało to przygnębiające wrażenie, z drugiej zaś dawało zapowiedź czegoś nowego, co wychodziłoby poza turystyczne „must see”.
     Pierwszą noc spędziłem w luksusowym hotelu — chciałem zrobić sobie mały prezent z okazji opuszczenia Kalkuty. Prezent okazał się dwukrotnie droższy od typowych pokoi, w których mieszkałem do tej pory, lecz, ze względu na położenie, klimatyzację i komfortowe warunki (była nawet zasłonka pod prysznicem!), pozwolił mi na ogarnięcie się po pierwszym tygodniu pobytu. I na gruntowne pranie i suszenie ciuchów. Następnego dnia przeniosłem się do hotelu mniejszego, nie tak luksusowego lecz znajdującego się bliżej wioski rybackiej i tak zwanego centrum.
Znalazłem ten budynek przypadkiem, szukając kogoś, kto zabrałby mnie na tereny zamieszkiwane przez trybali. Niestety okres, w którym odwiedziłem ten stan obfitował w dosyć burzliwe wystąpienia maoistów, a do tego poruszanie się po drogach nie było zbyt bezpieczne. Wszystko to tak znacznie podniosło cenę transportu na tereny, które mnie interesowały, do niebotycznego poziomu. Targowanie nic nie dało. Szczególnie, że w skład ekipy musiał wchodzić suto opłacony policjant z bronią.
     Jednak sam pobyt w Puri był ciekawym doświadczeniem. Obfitującym w różnej maści wrażenia.

A zdjęcie? Zrobiłem je tuż pod hotelem. Gdy wracałem z wioski rybackiej. Po prostu napotkana na schodach kobieta (rodzina właściciela) zgodziła się zapozować.
Indie - kwiecień/maj 2010
źródło: www.sobanek.com
Puri. Tuż przed moim "hotelem".

Piątek, 03 Września 2010

Z krematorium w tle.

trochę tekstu, galeria, portret uliczny, czarno - białe, na błonce, wyprawa, Indie, Varanasi, Ganges, ghaty
     Dwa lata temu wybraliśmy się z Izoo na wystawę Mug — Shots w Yours Gallery. Ujęte na szklanych płytach fotografie z policyjnych archiwów, z początku XIX wieku przedstawiały, dla mnie, nie tylko historie ludzkich indywidualności, ale przede wszystkim pokazały mi inną estetykę portretów.
W czasach gdy uwiecznianie wizerunku osób na fotografiach było czymś niezwykłym, niecodziennym i odświętnym, osoby portretowane chciały na nich wyglądać godnie. To czuć, gdy ogląda się tamte zdjęcia (polecam album z wystawy). Co więcej, dopiero z perspektywy stu lat rozwoju fotografii odkrywa się prawdziwy aspekt artystyczny tych zdjęć. Prostota i bezpretensjonalność portretów, brak nachalności i delikatny rys odświętności. Do tego sposób kadrowania, który szczególnie mnie oczarował. Do tego stopnia, że wielokrotnie próbowałem naśladować sposób zagospodarowania obrazu.
     I właśnie ten sposób kadrowania próbowałem wykorzystać na pokazywanym Wam dzisiaj zdjęciu. Co prawda kwadrat rządzi się własnymi zasadami i wymaga trochę innego podejścia niż prostokąt, to jednak nie wiem czemu, ale ja lubię to zdjęcie i nie wyobrażam sobie jak mógłbym zbudować kadr w inny sposób.

     Fotografię zrobiłem niedaleko krematorium elektrycznego, które miało rozwiązać problem dziesiątek, jeśli nie setek osób, które przybyły do Varanasi by umrzeć a nie dysponowały pieniędzmi niezbędnymi do opłacenia Dalitów, którzy dokonaliby rytualnego spalenia zwłok. Człowiek ten prowadził niedaleko niewielki sklepik z materiałami i każdego dnia, gdy biegłem do i z akhary kushti zaczepiał mnie zapraszając na zakupy. I każdego dnia niezrażony moją odmową z uśmiechem życzył mi udanego dnia.
Indie - kwiecień/maj 2010
źródło: www.sobanek.com
Krematoryjny portret z Varanasi.

Poniedziałek, 13 Września 2010

Lifeguard

galeria, trochę koloru, portret, cyfrowo, wyprawa, Indie, Orissa, Puri, morze
     Miał to być „wpis na niedzielę”. Ale panująca za oknem pogoda w połączeniu z rozkoszami pracy sprawiły, że nie miałem ni sił, ni ochoty na to by zajmować się zdjęciami. Co więcej sama perspektywa tego, że miałbym usiąść przed komputerem sprawiała, że robiło mi się niedobrze.
     Zdjęcie zrobiłem w Puri, gdzie część rybaków znajduje zatrudnienie na przyhotelowych plażach. Siedzą na brzegu w idiotycznych czapkach i mają baczenie na nieostrożnych bądź niedoświadczonych pływaków. A że prądy w okolicach Puri są diabelnie silne, więc do wody muszą wskakiwać często.
Indie - kwiecień/maj 2010
źródło: www.sobanek.com
Ratownik w Puri

Poniedziałek, 13 Września 2010

Poranna pudźa.

galeria, street, czarno - białe, na błonce, wyprawa, Indie, Varanasi, pudźa, ghaty
     I po raz kolejny zdjęcie porannej pudźy na ghatach w Varanasi.
Indie - kwiecień/maj 2010
źródło: www.sobanek.com
Poranna puja na ghatach. Varanasi.

Wtorek, 21 Września 2010

Dzieciaki z Varanasi.

galeria, street, czarno - białe, na błonce, wyprawa, Indie, Varanasi, Ganges, ghaty
     Mam nadzieję, że zdjęcie nie spowoduje wysypu głosów oburzenia osób, którym nagość kojarzy się w sposób jednoznaczny. W naszych dziwnych czasach, w których ojciec nie może kąpać swojego dziecka z obawy przed oskarżeniem o molestowanie, strach robić i pokazywać zdjęcia, które zawierają element niepełnoletniej nagości. Gdyby Sally Man robiła zdjęcia, zaprezentowane w albumie „Immediate Family”, w XXI wieku pewnie wylądowałaby w więzieniu za pornografię dziecięcą.

     I tyle tytułem przydługiego wstępu nie na temat. Zdjęcie pochodzi z porannej włóczęgi po ghatach w Varanasi.
Indie - kwiecień/maj 2010
źródło: www.sobanek.com
Na ghatach. Varanasi.

Wtorek, 21 Września 2010

Teatrzyk cieni.

galeria, street, czarno - białe, cyfrowo, wyprawa, Indie, Orissa, Puri, morze
     Tym razem trochę inne zdjęcie niż te, do które pokazywałem do tej pory. Ale spędziłem dużo czasu na plaży w Puri fotografując rybaków powracających z połowów. I często fotografowałem pod Słońce starając się wydobyć tylko ich sylwetki. w końcu zdecydowałem się pokazać jedno z tych zdjęć.
     I mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Indie - kwiecień/maj 2010
źródło: www.sobanek.com
Powrót z połowu. Puri.

Środa, 22 Września 2010

Znowu Puri.

galeria, street, czarno - białe, cyfrowo, wyprawa, Indie, Orissa, Puri, morze
     Kilka cyfrowych ujęć z Puri. Zadziwiające dla mnie jest to, że gdy wyjeżdżałem z tego nadmorskiego, turystycznego kurortu byłem załamany tym, że nie udało mi się zrobić tam ani jednego zdjęcia. Po czasie okazuje się jednak, że pomijając temat przewodni w postaci kushti, najwięcej fotografii pochodzi właśnie z tego miejsca. Szczególnie wioski rybackiej, w której szybko zapominałem o „ostrzeżeniach”, którymi straszyli mnie miejscowi.
Indie - kwiecień/maj 2010
źródło: www.sobanek.com
Wioska rybcka na obrzeżach Puri.
Wioska rybcka na obrzeżach Puri.
     Indie uzależniają... Mimo, że jesteśmy na etapie planowania wyjazdu do Wietnamu i Kambodży, to ja jednak wciąż marzę o powrocie do tego niesamowitego kraju...

Czwartek, 23 Września 2010

I znowu...

galeria, street, czarno - białe, cyfrowo, wyprawa, Indie, Orissa, Puri
     Z wioski rybackiej na obrzeżach Puri. Bez opisu. Jeśli jednak ktoś z Was miałby ochotę na trochę tekstu i więcej zdjęć to polecam wpisy o tagu Puri.
Indie - kwiecień/maj 2010
źródło: www.sobanek.com
W wiosce rybckiej na obrzeżach Puri.

Czwartek, 30 Września 2010

Pierwszy strobing.

trochę tekstu, galeria, czarno - białe, portret, cyfrowo, strobist
     W miniony weekend wybraliśmy się z Izoo do Zalesia, gdzie Marcelina Oczkowska organizowała pierwszą edycję Warsztatów w Złodziejewie, w trakcie której miałem pokazać prezentację moich fotografii i opowiedzieć o specyfice wykonywania portretów reporterskich.
     Zainspirowany zajęciami prowadzonymi przez Marka Kryśkiewicza (Arcadius Mauritz — polecam!) wyciągnąłem Izoo, w roli modelki do ogrodu otaczającego pałac. Na pożarcie komarom, których chmary unosiły się w wieczornym powietrzu.
W tym miejscu chciałbym bardzo podziękować Paulinie Kokowskiej za wspaniały, zjawiskowy wręcz makijaż.

     I tutaj dochodzę do sedna — strobingu. Mimo mych najszczerszych chęci, nie udało mi się znaleźć jakiejkolwiek definicji, objaśnienia znaczenie tego terminu w języku polskim. Chyba najtrafniejszym tłumaczeniem jest zdalne wyzwalanie kompaktowych lamp błyskowych zdjętych z sanek. W sieci można znaleźć zatrzęsienie stron anglojęzycznych pokazujących podstawy tej techniki, z największą i najważniejszą z nich — strobist.com.
     Zdjęcia, na które namówiłem Izoo, były dla mnie testem możliwości jakie otwierają się przede mną, gdy podeprę się dwoma lampami błyskowymi wyzwalanymi bezprzewodowo. Jednocześnie był to dla mnie powrót do rodzaju fotografii, którego nie realizowałem od kilku lat. Dziwne doświadczenie — do tej pory byłem raczej obserwatorem, który stara się nie ingerować w środowisko. Trochę nieswojo się czułem mówiąc „odwróć się lewo”, „popatrz tutaj” czy też „zmień pozę”. Teraz z całą pewnością mogę powiedzieć, że jest to naprawdę ciężki kawałek chleba.

     Teraz, patrząc na te zdjęcia mam ochotę na więcej. Dwie lampki. Bez żadnych modyfikatorów światła pozwalają na wiele. Jednocześnie pokazują, jak ciężko zapanować nad światłem, które pochodzi z wielu źródeł. Myślę, że zdjęcia tego typu będą częściej gościły na blogu.
„Strobist w Złodziejewie”
źródło: www.sobanek.com
PS

     Bardzo dziekuję Izoo za wytrwałość i cierpliwość, gdy nieporadnie próbowałem wytłumaczyć pozę, ustawić światło bądź kadr. I to, że dzielnie wytrwała ataki hord wygłodniałych komarów (dowód — drugie zdjęcie).
Zdjęcia są czystymi konwersjami z RAW w programie DPP Canona. W nim również zrobiłem konwersję i podbicie kontrastu.